poniedziałek, 7 września 2015

6. Neonowy błysk

Mieszałam właśnie farby w kolorowych miseczkach kiedy Jarem i Felix się obudzili. Podeszli z dwóch stron z zaciekawionym wzrokiem.
- Yhm... co to jest? – Zapytał nieśmiale Felix.
- Farba do włosów. Myślałeś, że pokażecie się tak strażnikom? Na krześle wiszą ciuchy, niech każdy sobie dobierze – Wskazałam na krzesło nadal mieszając farbę.
Po kilku minutach przeniosłam się do łazienki, bo wraz z pobudką Deniza zaczęły się kłótnie kto co założy. Kiedy skończyłam wyrabiać farbę wzięłam się najpierw za Jarema z którym będzie najwięcej babrania, bo ma tak czarne włosy, że trzeba będzie nałożyć mnóstwo farby.
- To się zmyje? – Spytał, gdy zaczęłam wcierać maź koloru blond w jego włosy. Najpierw nałożyłam biały podkład, ale rozjaśniły się tylko trochę więc musiałam dalej radzić sobie tylko z tą farbą.
- Nie gadaj i tak, zmyje się. – Mocniej pociągnęłam go za włosy, może i specjalnie, ale miałam teraz władzę i mogłam wyrywać mu włosy na potęgę twierdząc, że to farba się skleiła.
Gdy z nimi skończyłam Jarem wyglądał jak wysportowany blondyn, Deniz jak rudy chłopak w hipsterskim szaliku, a Felix jak nastoletnie ciacho w brązowych włosach. Nie kłamię, podejrzałam jak ubierają się nastolatki w Venox i muszę przyznać, że Felix wyglądał najlepiej. Niestety nigdzie nie mogłam znaleźć kolorowych soczewek więc dostał okulary przeciwsłoneczne, które robiły z niego jeszcze większego przystojniaka. Boże, o czym ja myślę. Ja w sumie nie musiałam nic robić z włosami, ale chłopcy zmusili mnie żebym się przebrała. Wymyślili, że powinnam się ubrać, jak te dziewczyny z Venox w zwiewne sukienki w kwieciste wzory. Oczywiście kategorycznie odmówiłam, ale doszło do tego, że Jarem w nocy wymknął się i wykradł te wszystkie ciuchy. Myślałam, że mu kark przekręcę, ale sama nic sobie nie kupiłam, a moje stare ciuchy wyglądały zbyt buntowniczo. Więc skończyło się na tym, że założyłam Zwiewną sukienkę w kolorowe motyle, wianek i baleriny z cienkimi białymi skarpetkami do kolan. Upięłam moje włosy w krótki warkocz i właściwie byliśmy gotowi.
Gdy wyszłam po ciuchy udało mi się znaleźć plan komunikacji miejskiej. Mieliśmy się udać kolejką naziemną numer 407 i wybrać ostatni przystanek.
Wymknęliśmy się z hotelu tak, żeby nikt z recepcji nas nie widział, klucz zostawiłam w drzwiach. Czułam się dziwnie chodząc po ulicach Venox. Jednocześnie miałam wrażenie, że boję się każdego mijanego przechodnia, a z drugiej strony czułam się od nich lepsza. Nie mam pojęcia czemu, może dlatego, że wiedziałam więcej o życiu? Robiłam co chciałam? Sama nie wiem, czasami nawet ja sama nie potrafię siebie rozgryźć.
Szliśmy wyjątkowo zadbaną alejką w stronę peronu kolejki naziemnej. Równiutki żółty chodnik idealnie pasował do obficie umiejscowionych kwietników po bokach. Budynki również wyglądały tutaj jakoś bardziej kolorowo. Nad całym Venox roztaczały się grube metalowe druty po których jeździły pojedyncze czerwone wagony. Cała konstrukcja była nad miastem, żeby nie marnować miejsca na dole, a kolejka była darmowa żeby zachęcić mieszkańców do jej korzystania. W Venox mogły jeździć samochody gdyż, wszystkie samochody były napędzane energią elektryczną. Takie rozwiązania wprowadzono również w Almie i w bogatszej części Hosty, aby przyśpieszyć maszynowo zbiory. Wciąż, nie mogłam się przyzwyczaić do braku możliwości chodzenia po drodze, ale musiałam uważać, bo jeździło tutaj wyjątkowo dużo samochodów, a ja nie chciałam zostać rozjechana zanim w ogóle rozpoczniemy nasz plan.
Mieliśmy szczęście, bo kiedy doszliśmy do peronu nikogo innego tam nie było. Czym prędzej zajęliśmy pierwszy wagon i wybraliśmy ostatni przystanek – Marvel Street – na dużym panelu kontrolnym. Wagonik już miał ruszyć, ale w ostatniej chwili wbiegły do niego dwie dorosłe kobiety z ogromnymi siatami.
- Uff... Zdążyłyśmy, zobaczyłyśmy, na wyświetlaczu wagonika Marvel Street i pędziłyśmy, żeby tylko nie musieć znowu stać i czekać na następny wagon. – Powiedziała jedna z nich i obie usadowiły się po drugiej stronie wagonu.
- Teraz kiedy tak dużo środków idzie na wzmacnianie muru, a coraz więcej osób odwiedza Venox mam wrażenie, że z każdym dniem jest coraz mniej wagoników – Zaczęła konwersację druga
- Masz rację, burmistrz zachęcał wszystkich do korzystania z kolejki, a teraz nie potrafi nawet zapewnić odpowiedniej ilości miejsc dla wszystkich. Wczoraj z Mabel czekałyśmy ponad 10 minut na wagonik! Tak bolały mnie nogi od stania, że pierwsze co zrobiłam po powrocie do domu to zadzwoniłam do Spa i umówiłam się na masaż. – Roześmiały się obie
- Wiem coś o tym. Mój mąż ostatnio spóźnił się na spotkanie przez to, że grupa turystów zajęła 2 wagony i musiał czekać na trzeci, bo kulturalnie ich przepuścił. Stwierdziłam, że powinien wsiąść pierwszy, bo on w końcu tu mieszka w przeciwieństwie do tych szumowin z sektorów – Ręce zaczęły mi drżeć w gniewie i miałam ochotę sięgnąć po pistolet schowany w jakże dziewczęcej torebce w kwiatki, ale Felix w porę mnie powstrzymał łapiąc mnie za rękę. Popatrzyłam na niego i zapomniałam, że się na niego gniewam. Mimo, że miał okulary przeciwsłoneczne z bliska można było dostrzec zarys jego czerwonych tęczówek. Muszę dopilnować, żeby nikt za bardzo się mu nie przyglądał.
Poczułam, że jest mi niedobrze. Bardzo niedobrze. I to nie przez Felixa, ale przez wysokość na jakiej się znajdowaliśmy. Co prawda nie miałam jakoś specjalnie dającego się we znaki lęku wysokości, kiedy skakałam po dachach w Hat, ale na miłość boską, one miały wysokość jednego, góra dwóch pięter, a tutaj czuję się jakbym była na dziesiątym, albo i wyżej. Ścisnęłam mocniej rękę Felixa kładąc mu głowę na ramieniu. Czułam na sobie wzrok Jarema, ale nie patrzyłam się w jego stronę. Zamknęłam oczy i próbowałam wyobrazić sobie, że wagonik jedzie po ziemi. Nie, to niemożliwe, wagon towarowy był ciężki więc trząsł się podczas jazdy, a w tym praktycznie nie czuć, że się porusza.
Spróbowałam wyobrazić sobie, że jestem w jednym z tych drogich pociągów, którym bogaci z Venox zwiedzają sektory. Siedzę na miękkim fotelu o nazwie Felix i rozkoszuję się podróżą. Zaraz powinni podać mi lampkę wina. Nie takiego jaki piją żebracy pod sklepem, ale prawdziwego, wytrawnego wina. Nie wiedziałam, nawet co to znaczy wytrawne wino, ale domyślałam się, że to musi być dobry napój. Już służąca wiozła wózek na którym było wiaderko pełne lodu z butelką w środku, ale Felix przerwał moją wizję podrywając mnie do pozycji stojącej. Byliśmy na miejscu – Marvel Street. Teraz wystarczy tylko przejść obok kawiarni i prosto w stronę muru.
Tak zrobiliśmy i po pewnym czasie ukazała nam się wielka metalowa ściana nazywana murem. Górowała ponad wszystkim co do tej pory widziałam. Mimo, że z mojej małej wiedzy, większość potworów nie przekraczała 3 metrów, a Tarcza ograniczała resztę przestrzeni powietrznej, mur był ogromny.
I teraz właśnie w najmniej odpowiednim momencie włączyło się moje logiczne myślenie. Skoro mury są tak ogromne, mają dwie warstwy i na dodatek wciąż je wzmacniają to jak potworne kreatury muszą żyć na zewnątrz. Mur w Hat jest praktycznie skonstruowany tak samo jak wewnętrzna warstwa muru w Venox, a te potwory i tak zdołały go przebić. Już miałam stanąć tam jak wryta i zrezygnować z wycieczki za mur, ale jakąś magiczną siłą woli zmusiłam się, żeby iść dalej.
Podeszliśmy do małych metalowych drzwi prowadzących do wnętrza muru. Miały elektryczny zamek, który otwierało się za pomocą czterocyfrowego kodu. Chwila pracy Deniza i pochylaliśmy głowy, gdyż tunel ten był stosunkowo mały, z uwagi na jedną rzecz. Gdyby potwór był na tyle mądry i zaczął atakować słaby punkt czyli drzwi, mógłby je rozwalić, ale miałby problem z przeciśnięciem się. Potwór mniejszy niż ten korytarz teoretycznie nie powinien mieć tyle siły, żeby je zniszczyć. Teoretycznie.
Wychodząc z tunelu z ulgą wyprostowałam się i rozejrzałam po otoczeniu. Tak jak myślałam – zero strażników. Nie są tutaj wysyłani ponieważ byłoby to zbyt niebezpieczne. Kiedyś Kira opowiadał mi, że jeden z strażników dla zabawy zaczął stukać w ścianę, aż w końcu odpowiedziało mu monstrum walące w mur po drugiej stronie. Tak się przestraszyli, że burmistrz zniósł straż w tym miejscu. Według niego i tak żaden opryszek nie byłby na tyle śmiały i głupi, żeby tu wejść. No cóż, zawsze znajdą się wyjątki. Trzy niedorozwinięte wyjątki i jedna idiotka w różowych włosach, super.
Szliśmy jeszcze przez pewien czas wzdłuż ściany, aż doszliśmy do dużych metalowych schodów w dół. Obok były specjalne szyny do przewożenia ciężkich ładunków z pociągu, więc domyśliłam się, że na dole może być peron. Zeszliśmy powoli na dół i naszym oczom ukazał się rozładowany pociąg towarowy. Całe pomieszczenie było pokryte kamieniem i była tylko jedna linia kolejowa. To oznaczało, że to Carrec wysyła tam rzeczy i sam ma chęci na interesy, a nie odwrotnie.
- Deniz, idź i sprawdź czy będziesz umiał uruchomić silnik samodzielnie. Ja się jeszcze tu rozejrzę, dla bezpieczeństwa – Kiwnął głową i odszedł w stronę pociągu.
Wszędzie dookoła pełno było skrzyń, ale większość z nich była pusta, a reszta – szczelnie zamknięta na elektryczny zatrzask. Wolałam, żeby Deniz skupił się na odpaleniu pociągu. Jeżeli mu się uda, może wyjedziemy stąd wcześniej i nie będziemy musieli czekać na maszynistę. Nawet nie wiadomo, czy byśmy się doczekali. Nawet nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie i zaczął mi się przyglądać.
- Co? – Zapytałam nieco rozdrażniona
- Nic, po prostu próbuję cię zrozumieć – Nie wiedziałam o co mu chodzi, ani co tym razem wymyślił – Wiesz, jednego dnia krzyczysz na mnie żebym cie nie dotykał, a następnego przytulasz się do mnie bez ostrzeżenia. Mogłem zrobić ci taką samą scenę, jak ty wtedy na dachu pociągu, ale nie zrobiłem. Wiesz dlaczego? – Spojrzałam się na niego bez wyrazu twarzy. Nie wiedziałam co sądzić, wytknął mi moje błędy, z których sama nie byłam zadowolona. – Bo cię lubię. Martwię się o ciebie i tak samo jak ty, chcę, żeby to wszystko wypaliło. To ja kazałem Jaremowi pójść po ciuchy dla ciebie, bo chciałem być pewny, że nikt nie zwróci na ciebie szczególnej uwagi. Nie chodzi mi tylko o strażników, ale również innych chłopców, bo wtedy mógłbym się nie powstrzymać i przywalić takiemu w twarz – Zakończył swój monolog odwracając wzrok i przeszukując skrzynie obok. Stałam jak wryta i nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, nie miałam chłopaka, nie byłam zakochana. Rodzice zbyt wcześnie odeszli by nauczyć mnie pewnych rzeczy, u Ditty byłam tylko gościem, nie rozmawiałyśmy, a Kira był moim najlepszym przyjacielem i nigdy mi się nawet nie śniło myśleć o nim w inny sposób.
Rozproszyłam się i to był mój największy błąd. Nawet nie zauważyłam kiedy ktoś złapał mnie za ręce i wykręcił je w uścisku. Próbowałam się wyrwać, ale to tylko bardziej wykręcało mi ręce. Spojrzałam w stronę Felixa i zobaczyłam, że jego też złapali. Mieli na sobie rządowe mundury, powiedziałabym nawet garnitury. Więc to nie byli żołnierze, a jednak obezwładnili nas. Nieznajomi pociągnęli nas bardziej na środek a chwilę później dołączył do nas Jarem z miną w stylu „Nic nie mogłem zrobić". Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam lekko starszego mężczyznę. Miał posiwiałe włosy i również był w garniturze, zobaczyłam na jego piersi odznakę, ale nie mogłam się jej przyjrzeć z bliska, bo byłam unieruchomiona.
Nieznajomy popatrzył na nas po czym zwrócił się w stronę Felixa
- Witaj Felixie, jak myśmy się dawno nie widzieli. – Popatrzył w moją stronę. – Widzę, że przyprowadziłeś swoją koleżankę. Inaba prawda? – Skąd on znał moje imię? – Tylko tyle udało mi się wyciągnąć od twojego małego przyjaciela – Odwrócił się, przeszedł trochę dalej i znowu popatrzył w naszą stronę – Zapewne zastanawiasz się o kogo chodzi? No cóż, musisz wiedzieć najpierw kim jestem. Nazywam się Edwin Merelin i jestem dyrektorem laboratorium wojskowego w sektorze Carma. Prowadzimy tam wyjątkowo ważne badania i do testowania niektórych środków potrzebujemy... - Zobaczyłam kipiącą ze złości twarz Felixa, jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego – ludzi – Dokończył – Do niektórych testów potrzebujemy ludzi, dobrze usłyszałaś. I jednym z ludzi na których testowaliśmy środki, był ten oto tutaj, Felix – Uśmiechnął się na całą szerokość twarzy patrząc się w jego stronę. – Droga Inabo, chciałbym złożyć ci propozycję. Oddaj mi Felixa, a pozwolę wam jechać gdzie tylko chcecie, oraz wymarzę wszystkie wasze przewinienia, tak to się tyczy również pana Jarema. – Tutaj popatrzył się na niego – I jak? Jaka jest twoja odpowiedź?
Myślałam przez chwilę nad odpowiedzią, mogłam udawać bohaterską In, ale prawdziwa ja była inna.
- Felix nie jest moją własnością, jest moim przyjacielem i może sam zdecydować. Jednak, jeżeli będziesz próbował odebrać go siłą, ja będę go bronić, jak każdego z moich przyjaciół – Wiedziałam, że może te słowa nie są szczytnym wyznaniem, ale nie mógł oczekiwać niczego wiecej po takiej osobie jak ja.
- Tak myślałem. Dziękuję za szczerość, ale mimo to z przykrością stwierdzam, że będę musiał sięgnąć po środki, których użyć nie chciałem – Dał znak ręką na swoich ludzi – Wprowadzić go.
Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Dopóki nie zobaczyłam, że przyprowadzają jakąś osobę. I to nie jakąś zwykłą osobę tylko Kirę!! Ale zaraz... przecież Kira był martwy, przygnieciony przez sufit umierał, a jednak stał przede mną w białej bluzce i białych spodniach lekko za kolano. Dzięki spodniom mogłam zobaczyć coś jeszcze – protezę. Nie wiem czy cała noga była sztuczna, czy tylko fragment do kolana, ale wyglądało to na drogą operację, bardzo drogą. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się szarpać. Chciałam do niego podbiec, dotknąć go, inaczej nie wierzyłam, że to naprawdę on. Facet trzymał mnie naprawdę mocno, ale zdołałam wyciągnąć nogę i kopniakiem przywalić mu w czułe miejsce. Gdy tylko poczułam rozluźniający się uścisk skorzystałam z okazji i wyrwałam się biegnąc jak najszybciej w stronę Kiry. Słyszałam, że za mną ludzie zbierali się by mnie powstrzymać, ale Edwin powstrzymał ich gestem dłoni. Z rozpędu przybiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję wręcz przewracając. Moich oczu zaczęły lecieć łzy, ale miałam to gdzieś. Ważne było, że Kira żył, on żył.
- Panno Inabo, złożę ci propozycję jeszcze raz tym razem odmienioną. Jeżeli oddasz mi Felixa, zwrócę ci twojego przyjaciela i pozwolę odjechać, wymazując wasze wszelkie przestępstwa – Zrobił lekką pauzę licząc na jakąś moją reakcję, ale ja tylko wpatrywałam się z niedowierzaniem w Kirę, który starał się uśmiechać, ale czuć było od niego niepokój. – Ale, jeżeli zdecydujesz się bronić Felixa, zamiast niego wezmę twojego małego przyjaciela do testów. A uwierz mi nie są to quizy wiedzy czy degustacja potraw. – Uśmiechnął się złowieszczo czekając na moja odpowiedź

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz