Perspektywa Kiry:
To wszystko stało się tak szybko. Ledwo zakręciłem skuterem
a już dało się słychać race oznajmiające niebezpieczeństwo. Nikt nie był na to
przygotowany, przecież nie wyjechaliśmy jeszcze poza granicę gdzie zazwyczaj
znajdują się całe stada tych stworzeń.
Ludzie biegali na wszystkie strony, zderzali się w siebie
skuterami i krzyczeli. Niektórzy próbowali zachować zimną krew i kierować ich w
stronę Przystani, ale niektórzy próbowali zachowywać się zbyt bohatersko i szli
jak mięso armatnie na te ogromne i głodne niedźwiedzie.
Przestraszony zawróciłem wymijając moich towarzyszy
pożeranych przez te bestie, ale nic nie mogłem zrobić. Nie chciałem umrzeć,
zwłaszcza tutaj.
Ruszyłem do przodu i moje położenie akurat tutaj się zdało.
Jechałem w tylnej części korowodu, więc wystarczyło tylko kierować się w stronę
Przystani. Te stwory nadeszły z naprzeciwka więc nie ma ich za nami. Dzięki
temu w drodze powrotnej jak na razie była mała szansa, że natknę się na tego
zmutowanego niedźwiedzia.
Starałem się jechać spokojnie, ale myśl o innych nie dawała
mi spokoju. Co z Inabą? Jechała przecież na samym przedzie… Nie, ona nie
poddałaby się tak łatwo. Była zwinna i inteligentna, nie raz widziałem ją w
akcji w Carrecu. Potrafiła przeskoczyć w jednej chwili z jednego budynku na
drugi – i nie musiała się nawet zastanawiać.
A co jeżeli została bronić pozostałych? A sama zginęła? Nie,
to niemożliwe. Może i jest inteligentna, ale nie poświęciłaby życia dla
pierwszych lepszych kadetów których nawet nie zna. To akurat trzeba jej
przyznać.
A co z Felixem, Jaremem i Denizem? Nawet nie miałem pojęcia
w której części korowodu się znajdowali. Nie wiedziałem nawet jak sobie
radzili. Inaba podczas całego szkolenia starała się ich unikać jak tylko mogła.
Pamiętam kiedy rozmawialiśmy na początku szkolenia.
Siedziałem wtedy w pokoju, a ona weszła nagle zdenerwowana.
Nic nie powiedziała tylko podeszła do mnie i patrzyła się przez chwilę
- O co chodzi?
- Nie zadawajmy się więcej
z tamtą trójką – Powiedziała bez emocji i odwróciła się siadając na swoim łóżku
- Jaką trójką? Chodzi ci o Felixa, Jarema i Deniza
Położyła się na łóżku i zaczęła wpatrywać się w górę po czym
kiwnęła głową
- Ale dlaczego? Zrobili coś?
- Nie, po prostu ta trójka tylko przysporzy nam kłopotów.
Mamy siebie i to powinno nam wystarczyć.
Nie miałem wtedy pojęcia o co chodzi, aż do następnego
tygodnia. Po całym oddziale rozniosło się, że nieźle rozrabiają. Poza tym
przenieśli ich do innego pokoju. Przez
resztę roku nie widzieliśmy ich prawie wcale, chyba, że gdzieś w oddali, po
drugiej stronie korytarza.
Podobno włamali się do paru mieszkań. Ciekawe czy w ogóle
dopuścili ich do wyprawy. Mogli przecież w ogóle nie zaliczyć szkolenia. Mogli
być już odesłani do Carrecu.
Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. W końcu nawet nie
wiedziałem czy to prawda.
Jechałem dalej aż w oddali zauważyłem drobny budynek z
zaokrąglonym dachem tak, że wyglądał prawie jak duże betonowe igloo.
Podjechałem bliżej i rozejrzałem się dookoła. Miałem łuk elektryczny w
przygotowaniu. Nie wszyscy mieli broń ze sobą, tylko niektóre osoby w
jednostce. Zresztą nawet nie wiem po co mi go dali, skoro pewnie i tak bym
uciekał i po drodze wyrzucił go żeby było mi lżej a nie walczył.
Zbliżyłem się do budynku i zobaczyłem duże garażowe drzwi.
Obszedłem go dookoła. Co ja w ogóle robię? Powinienem uciekać do Przystani, a
nie zwiedzać okolice. Pobiegłem w stronę skutera jednak zanim zdążyłem w ogóle
do niego podejść zobaczyłem w oddali biegnące stado niedźwiedzi.
Jestem martwy… Rozerwą mnie na strzępy
Niczym strzała podbiegłem do metalowych drzwi i spojrzałem
na zamek na kod obok. Zacząłem wstukiwać przypadkowe liczby w nadziei, że może
się uda. Nic nie działało
Kiedyś na zajęciach mówili o starych schronach
rozmieszczonych wokół Przystani na wypadek przejścia stada stworów. I mówili,
że wszystkie mają taki sam prosty kod. Że też wtedy nie słuchałem…
Niedźwiedzie były coraz bliżej. Zanim zdążę odpalić skuter
będą za blisko. Wystukałem jeszcze kilka numerów aż w końcu całkowicie
spanikowany zacząłem ciągle wciskać cyfrę „1”. Ku mojemu zdziwieniu drzwi
natychmiast się otworzyły a ja wbiegłem nic nie myśląc do środka.
Usłyszałem za sobą ciche pipnięcie i wszystkie metalowe
zamki w drzwiach zaczęły się zamykać.
Na razie jestem bezpieczny, obym tylko potem jakoś stąd
wyszedł.
Rozejrzałem się po wnętrzu schronu. Bez rewelacji – metalowe
ściany, kilka półek z jak domniemywam jedzeniem i piciem, apteczki i kilka
pryczy. Obok drzwi stał jakiś duży komputer – urządzenie sygnałowe. Z tego co
pamiętam można nim nadać sygnał do Przystani a oni przyjeżdżają, oczyszczają
drogę i cię zabierają z powrotem.
Spróbowałem powciskać parę guzików ale nic. Nie zapaliła się
nawet jedna kontrolka. Zauważyłem duży włącznik, jednak bez względu na to ile
razy go wciskałem – maszyna nie chciała się włączyć.
W pewnym momencie usłyszałem krzyk. Natychmiast podbiegłem
do drzwi. Szukałem jakiegoś małego okienka, czegoś przez co mógłbym wyjrzeć,
ale nie znalazłem więc rozejrzałem się dookoła. Obok drzwi znalazłem małe
okienko na zasuwkę. Natychmiast ją odsunąłem i przetarłem ręką zamazaną szybę.
W oddali zobaczyłem blondyna otoczonego przez niedźwiedzie.
Próbował wymachiwać na boki mieczem i je odstraszać, ale widać było, że jest
przerażony.
Nie myśląc długo otworzyłem wszystkie zamki i otwierając
drzwi z kopniaka stanąłem przed nimi krzycząc.
- Hej! Tutaj! – Chłopak natychmiast się odwrócił i zaczął
biec w moją stronę.
Wiedziałem, że narażam i siebie i jego, ale nie mogłem
zostawić go na pewną śmierć.
Naciągnąłem błyskawicznie strzałę na łuk i odetchnąłem
skupiając się. Czas jakby się zatrzymał i w chwili kiedy niedźwiedź rzucał się
od tyłu na chłopaka ja wystrzeliłem w niego strzałę. Zwierze poleciało do tyło
targane prądem trzęsąc się na śniegu.
Chłopak obejrzał się kątem oka i przyspieszył. Wystrzeliłem
jeszcze dwie strzały w kierunku stworów. Jeden poleciał do tyłu, ale drugi nie
dawał za wygraną i targany na boki prądem dalej podążał za chłopakiem.
Po chwili blondyn wbiegł do schronu i odwrócił się w moją
stronę
- Zamek! – wskazałem na dźwignię obok drzwi
Blondyn nie myśląc długo pociągnął za nią i i drzwi zaczęły
powoli opadać, a za nimi zamki zaczęły się zaciskać.
Położyłem się na ziemi i celując w stronę niedźwiedzia
wypuściłem ostatnią strzałę tuż przed zamknięciem się drzwi kiedy był tuż przy
nich.
Zdążyłem tylko zobaczyć jego ciało lecące do tyłu i zamki
się zatrzasnęły.
Wstałem i otrzepałem się. Spojrzałem w stronę chłopaka,
który najwyraźniej nie mógł się mi nadziwić. Cóż, zwykle kadeci nie strzelają
perfekcyjnie z łuku od tak. Nie myślałem, po prostu skoncentrowałem się i
wypuściłem te wszystkie strzały.
- Yhm.. – Lekko mruknął blondyn – Jestem Kasilian – Podał mi
rękę i się uśmiechnął – Dzięki, bez ciebie bym tam zginął. Mam u ciebie dług
wdzięczności
Spojrzałem na niego po czym uścisnąłem mu rękę
- Kira, miło cię poznać